sobota, 24 lutego 2018

#12 Dwie będą zgubione, a jedna królową, czyli "Trzy mroczne korony" Kendare Blake

Witajcie kochane gwiazdeczki!

Spodziewałam się po tej książki samych najgorszych rzeczy, a jedyne co dostałam to tak naprawdę oryginalną, zagmatwaną historię, w której jedyne co kuleje to opisy i dużo bardzo krótkich rozdziałów. Jednak ja osobiście uwielbiam wszelkie zagmatwania. A tutaj akurat jak dla mnie nie było ich tak mało.

No dobra wracajmy jednak do właściwej części recenzji, a zatem witam kolejny raz moje gwiazdeczki na moim bloku, gdzie dzisiaj sobie trochę z wami porozmawiam, a raczej napiszę opinię odnośnie do pierwszego tomu o królowych trojaczkach, jednak nie będzie to jakaś, nie wiem jaka krytyka z mojej strony, bo jak dla mnie... to była całkiem dobra lektura. Oczywiście, gdyby nie było Jules, byłaby lepsze. Mogłabym pójść o zakład i postawić wszystkie swoje książki. K. Blake, dlaczego mi to zrobiłaś kobieto!? Ja chciałam czytać o Arsinoe, a nie o jej przyjaciołach i ich problemach! Na boginię Fennbirn, dlaczego to zrobiłaś? No ale do rzeczy Luna.



Już na samym początku w krótkim wierszyku/proroctwie dowiadujemy się, że trzy siostry będą musiały zmierzyć się ze sobą, aby zdobyć tron i panowanie nad wyspą. Ale żeby nie było tak kolorowo, dwie z nich muszą zginąć. O tyle na początku nie za bardzo przepadałam za Arsinoe, tak na samym końcu ją polubiłam równie mocno, jak Mirabellę i Katharine. Do końca jednak nie rozumiałam trochę aspektu, jak ich matka mogła wiedzieć dokładnie, która z nich, do którego królestwa należy. Według dedukcji królowej Arsinoe jest panią natury, Mirabella panią żywiołów, a Katharine panią trucicieli. No niestety tylko przy Mirabellii udało jej się chyba zgadnąć, bo u pozostałych sióstr moce te się nie ujawniły lub były uznawane za tak słabe, że musiały się nauczyć je w sobie rozbudzić lub samemu uodpornić się na trucizny, jak to było w przypadku Kat.




Jednak no potem dowiadujemy się ważnej rzeczy, o której nie mogę wam powiedzieć, bo są to ostatnie słowa w książce (dosłownie) i to wam zniszczy tak naprawdę zaskoczenie. Jeśli chodzi o mnie to sądziłam że coś takiego szykuje nam autorka, a moje podejrzenia co do jednej rzeczy mogą mieć duży sens, ale muszę poczekać do 15 marca, aż nie dostanę w swoje ręce drugi tom, ale co z tego, że zagranicą wychodzi już trzeci tom, także z dylogii powstała trylogia.




Ale wracajmy już do książki. Opowieść jest pisana w formie trzecioosobowej, przez co dowiadujemy się o poczynaniach nie tylko samych królowych, które będą walczyć ze sobą o tron, jak i o przeżycie, ale również myśli ich opiekunów, przyjaciół i osób, które nazywają od szóstego roku życia rodziną. Każda z dziewczyn jest na swój sposób wyjątkowa i jak dla mnie dobrze wykreowana. Począwszy od Katharine, która z marionetki, zmienia się w uroczą i wiedzącą czego chce, Mirabelli, która jako jedyna pamięta, co się działo w Czarnej Chacie oraz posiada największy jak dla mnie atut, a dla świątyni jest uważane za słabość, a mianowicie kocha swoje siostry i che jej chronić, co idzie w parze, iż nie chce ich zabić, czego oczekuje wyspa, a kończąc na Arisnoe, która osobiście działała mi na początku na nerwy, ponieważ wydawała się rozpieszczonym dzieckiem, które narzeka, iż nie potrafi obudzić swojego daru, jednak to, czego się o niej dowiadujemy, że tak naprawdę trudno ją złamać i troszczy się o swoich przyjaciół oraz tak naprawdę nigdy nie prosiła się o bycie królową.




A historię poznajemy w dzień ich szesnastych urodzin (21 grudnia), kiedy to podczas uroczystości muszą pokazać przed ludem umiejętności, które zaprezentują później na uroczystości Beltane, która będzie miała miejsce za cztery miesiące. Już wtedy wiemy o zaistniałym problemie Katharine, która jako trucicielka nie jest odporna na żadne trucizny, a Arsinoe nie potrafi sprawić, aby kwiat zakwitł. Poznajemy jedynie potęgę Mirabelli, która z łatwością potrafi panować nad błyskawicami i trzema żywiołami, jednak nie jest idealna. Największą trudność sprawia jej żywioł wody. Od tamtego dnia wiele się zmienia, z powodu zbliżającego się święta, po którym zostanie ogłoszony rok Wstąpienia, podczas którego jednak z sióstr zostanie koronowana na królową wyspy, a pozostałe pozbawione życia.


Tak jak to już wcześniej wspominałam historia, tak naprawdę mnie mile zaskoczyła. Pomimo że nie jest ona rewelacyjna i posiada wiele niedociągnięć, to jednak zżyłam się z postaciami. Może to dlatego, że znalazłam do tej opowieści idealną dla siebie piosenkę, która wyjątkowo dodawała klimat tajemniczość opowieści i nadzwyczaj w świecie mnie nie rozpraszała, pomimo tonacji i słów, jakie tam się znajdowały. A może po prostu dlatego, że po prostu każdy ma inny gust i nie zawsze to, co inni mówią, że jest dla nich beznadziejne, dla mnie okazała się naprawdę dobrą lekturą, po której będę oczekiwać więcej. Stanowczo więcej. No i może również dlatego, że po prostu uwielbiam taką, a nie inną tematykę i dawno nie czytałam o świecie, który ktoś sam wykreował oraz po niej nie mam uczucia zmuszenia czytelnika, aby znał wszystkie tajemnice wyspy i po prostu nie zamęczył czytelnika ilością, informacji jak to zrobiła ze mną Sarah J. Maas (o czy wspomnę w innym poście).




Na podsumowanie mojego zdania oceniam historię na 7/10, ponieważ nadal nie mam pojęcia jak mam ją ocenić. Dlatego posiada tak jakby dwie oceny.






Do kolejnego zobaczenia kochani. Dajcie znać co wy uważacie o książce i czy będziecie kontynuować swoją przygodę z autorką. 




Pa ;*🌙




~~Selene~~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Czytelniczka z Księżyca , Blogger