czwartek, 29 marca 2018

Porady Dla Początkujących Pisarzy, czyli jak nie zostać mną z przeszłość

Porady Dla Początkujących Pisarzy, czyli jak nie zostać mną z przeszłość

Uwaga!

Porady w żadnym stopniu nie mają na celu krytykowaniu sposobu waszej kreatywnej pracy. To jest jedynie zbiór porad, które mogą komuś się kiedyś przydać lub ułatwić w dotychczasowym pisaniu i tworzeniu historii.


Hejka moje wspaniałe gwiazdeczki!

Dzisiaj przedstawię wam kilka rad, porad lub przestróg (jak zwał, tak zwał) dotyczące pisania oraz samego rozpoczęcia pisania. Nie jestem jednak profesjonalistką, ale odkąd zaczęłam sama pisać w wieku dwunastu lat, widzę, że moje metody z biegiem czasu się zmieniły. Dlatego też nie przedłużajmy i zaczynajmy!

1) Po prostu zacznij. Po prostu pisz.

O tym chyba mówi się na każdym portalu społecznościowym. Sama przeżyłam na własnej skórze skutki lenistwa. Mówiłam sobie, że napiszę później albo że mi się nie chce lub jeszcze inaczej — nikt tego przecież nie czyta, więc po co mam pisać. No właśnie i tutaj pojawia się ten karygodny błąd każdej osoby, która chce zacząć coś pisać. Dlatego też nie zmuszaj siebie do pisania dla gwiazdek, głosów. Rób to dla siebie. Stwórz tę historię, jako dowód, że możesz coś zdziałać, że potrafisz zakończyć to, co zacząłeś. Pisz codziennie, nieważne ile słowo, zdanie, stronę, rozdział... Ważne, abyś zaczął, abyś szedł do przodu. Kroczek po kroczku. Nikt za ciebie tego nie napisze, a marzenie i pasja mogą umrzeć z powodu twojego lenistwa. Ja tak miałam, ale obecnie piszę codziennie przez miesiąc, także ja również jestem świeża, jeśli chodzi o ten temat. I możecie teraz mówić, że poucza ta która, dopiero zaczęła to stosować. Tak przyznaję się, nie pisałam niczego przez prawie dwa miesiące, jednak gdy w końcu odepchnęłam od siebie lenistwo, nie było dnia, abym nie napisała choć jednego zdania, które zbliżyłoby mnie do zakończenia obecnie tworzonej przeze mnie historii. Nie musicie, więc pisać nie wiadomo ile godzin. Nie zmuszaj się. A jeśli nic nie napiszesz nowego, przeczytaj swój tekst i go popraw tam, gdzie uważasz, że potrzebuje poprawki. Dzięki temu nie tylko coś zmienisz, ale i dowiesz się, co już napisałeś, a to może również pokierować cię i zachęcić do dalszego pisania. Nie czekajcie na właściwy moment, aby zacząć pisać, bo może on nigdy nie nadejść. Właściwy moment pojawi się wtedy, gdy weźmiesz długopis, ołówek i kartkę lub laptop albo maszynę do pisania i zaczniesz pisać. Początki nigdy nie są łatwe ani idealne. Jednak jeśli weźmiesz sprawy w swoje ręce, możesz stworzyć coś magicznego i w swój własny sposób oryginalnego.

2) Kartki i długopis lub maszyna do pisania — najlepszymi przyjaciółmi każdego pisarza.

Podczas pisania opowieści, która z twoich założeń będzie posiadać więcej części, nie licz na to, że wszystko zapamiętasz (No, chyba że to potrafisz, to jestem naprawdę pod wielkim wrażeniem. Niestety jestem z typu tych zapominalskich, którzy czasem nawet nie wiedzą, co robili wczoraj). Spisuj pomysły do notesu, gdzie nic ci nie ucieknie i nie wyparuje nagle z głowy. Jeśli nie masz dostępu do komputera, laptopa lub innego cuda techniki, a masz pomysł na rozdział, zapisz go na kartce. Uwierz mi, będzie on bardziej bezpieczny, niż w programie komputerowym, a przy przepisywaniu go zawsze możesz coś dodać, a ponadto nie zapomnisz o niczym, co chciałbyś umieścić w swojej historii. Jak często bywa podczas pisania w Wordzie, cały nasz wysiłek może pójść na marne, ponieważ już wiele razy słyszałam i czytałam o zacinającym się programie i utracie nawet 20 stron tekstu. Dlatego warto zaopatrzyć się w zwykły zeszyt lub kartki papieru i długopis. A jeśli już jesteście przyzwyczajeni do klawiatury, to czemu by nie zaopatrzyć się w maszynę do pisania. Każdy sposób jest dobry, a podczas pisania na maszynie, wyćwiczysz dodatkowo szybkość pisania tekstu, co ułatwi ci przepisywanie.

3) Rób notatki i plany wydarzeń.

Kolejny ważny punkt, który uratuje twój zapał do dalszej pracy — a mianowicie twórz notatki i opisuj wydarzenia, które mają się stać w twojej historii. Wcześniej nie robiłam tego, gdyż sądziłam, że to niepotrzebne i wszystko będę przecież wiedziała, jednak chyba każdy ma taki moment, kiedy nie wie lub nie jest pewny, co powinien napisać dalej. Dla początkującej osoby może to uratować życie, zapał do pisania i natchnienie, jednak podejrzewam, że każdy pisarz tworzy przynajmniej zarys tego, co chce napisać. Plan wydarzeń również pomorze ci obmyślić strategię, gdzie co dać w którym momencie rozdziału lub całej historii. Dużym ułatwieniem dla każdej osoby będzie również stworzenie drzewa genealogicznego, jeśli w opowiadaniu pojawia się wiele bohaterów spokrewnionych ze sobą, jednak podczas pisania w końcu zapominasz, czy była to ciotka, siostra, kuzynka, czy jakaś jeszcze inna daleka krewna. Także nie ma co się denerwować. Najlepsze co możesz zrobić do wszystko notować.

4) Jeśli tracisz natchnienie i inspirację, szukaj je ponownie w tym, w czym je po raz pierwszy znalazłeś.

Tak trochę dziwny punkt, jednak zazwyczaj tak w 90% mówimy, że nie piszemy, bo nie mamy pomysłów lub brak nam natchnienia. Możliwe, że to nie u każdego może się sprawdzić, jednak podczas, gdy już zaczynam tak myśleć, ja szukam jej ponownie w filmach, obrazach lub innych opowiadaniach, legendach, mitach, teledyskach, piosenkach czy nawet w bajkach z dzieciństwa. Nasze natchnienie i determinacja nie muszą znikać za każdym razem, gdy nasze natchnienie znika. Kiedyś ktoś mi napisał, że ktoś napisał jakąś książkę, nie inspirując się niczym, że to był jej oryginalny pomysł i z niczego nie był on zaczerpnięty. Jednak nie ma czegoś takiego jak brak inspiracji. Opowieści o czarownicach, wróżkach, elfach, czarodziejkach, wampirach, wilkołakach, duchach, medium... to wszystko powstało na bazie zainspirowania się legendami, podaniami ludowymi, mitami czy strasznymi opowieściami. Dlatego proszę, nie wierzcie w coś takiego, że pisarz się czym nie inspiruje, tylko wymyślił te postacie, choć wielu pisarzy już dawno o tych postaciach napisało wiele książek. Czy to o chłopcu czarodzieju, czy o kobiecie co widzi nagle duchy, a nawet opowieść o osobie, która jest duchem. To już wszystko powstało, jednak każdy ma inny pomysł na własną opowieść. Jednak każdy pisarz miał swoją inspirację, muzę lub jeszcze coś innego, co pchało go do działania, co było jego inspiracją, aby stworzyć opowiadanie.

Na ten moment to tyle. Dajcie znać, jeśli chcielibyście coś takiego jeszcze raz w przyszłości lub znaleźliście swój złoty środek, którym chcielibyście się pochwalić i pomóc innej osobie, która ma problem w tworzeniu własnej fabuły lub jak ja to nazywam — wzięciu się w ryzy i zabraniu się za pisanie.

Napiszcie również, jak wam idzie z waszymi opowieściami, czy w niedalekiej przyszłości znajdzie się w księgarniach?

Sama podczas tego miesiąca napisałam z ponad 32 strony A4, co uważam za dobry wynik, zważywszy na to, że to całkiem nowa opowieść, która pochłonęła mnie do reszty i piszę ją dopiero od 27 lutego tego roku. Niestety z tego powodu nie mam czasu nic wstawiać na wattpadzie. Mam nadzieję, że to się zmieni, gdy zacznę powoli przepisywać te 16 rozdziałów do programu.

Dobra moje kochane gwiazdeczki, ja się już żegnam na razie.

Jutro mam dla was przyszykowaną recenzję pierwszej mangi, którą udało mi się niedawno przeczytać, a którą naprawdę uwielbiam. Do zobaczenia kochani i dziękuję za 350 polubień na fp oraz 210 obserwacji na instagramie.

~~Selene~~




środa, 21 marca 2018

#17 Zagrajmy w grę. Oto, co cię czeka, gdy przegrasz..., "Srebrny Łabędź" Amo Jones

#17 Zagrajmy w grę. Oto, co cię czeka, gdy przegrasz..., "Srebrny Łabędź" Amo Jones
Witajcie moje kochane gwiazdeczki

Jak tam u was pierwszy dzień wiosny? Mieliście się lepiej niż ja, czyli zawitała u was wiosna, bo u mnie zima ciągle nie chce sobie zrobić wolnego. Jak zwykle. Gdy się rozgości to już do Wielkanocy.


No, ale czas przejść do rzeczy. 


Dzięki współpracy z wydawnictwem kobiecym miałam możliwość przeczytania dosyć specyficznej książki, a mianowicie „Srebrnego łabędzia” Amo Jones. 

Niestety recenzja ta miała pojawić się wcześniej, jednak nie wiedziałam do końca, jak powinnam ją przedstawić. To niestety jedna z tych pozycji, o której ciężko mi mówić. Choć nie była to wybitna literatura, to jednak nie była ona zarazem zła. Oczywiście tematyka nie każdemu może się spodobać, z powodu brutalnych opisów i występujących tam w dużej ilości przekleństw, jednak jak dla mnie jest to dobra lektura na odstresowanie się po ciężkim dniu. Czasem nawet takie książki mogą dobrze wpłynąć na samopoczucie czytelnika, ponieważ w takim właśnie czasie pojawiła się ta powieść w moim życiu. Jednak koniec gadania o mnie, a czas przybliżenia wam co nieco o tym, co się dzieje w powieści.



Po odkryciu matki Madison Montgomery o romansie swojego męża, morduje jego kochankę oraz sama popełnia samobójstwo. Pomimo przeprowadzki i przeniesieniu się Madison do innej szkoły, wszyscy wiedzą o tragedii, jaka miała miejsce w ich rodzinie. Do tego wszyscy dobrze wiedzą, z jakiej broni została popełniona zbrodnia, a mianowicie z broni Madi. Wszyscy podejrzewają, że może być taka sama jak matka - nieobliczalna. Dziewczyna zaprzyjaźnia się z dziewczyną o imieniu Tatum, która zdradza jej sekret o istniejącym tajemniczym elitarnym klubie - Elite Kings Club. Dziewczyna jest zafascynowana i ciekawa, czym jest tajemny klub, do którego należy dziewiątka chłopaków, których wszyscy się boją. Na dodatek dziewczyna znajduje w bibliotece dziwną książkę, która nie posiada tytułu i jest zapisywana w formie dziennika. Madison nie ma pojęcia, że trafi sam środek mrocznej gry, która zmieni na zawsze jej życie.

Książka przepełniona mrokiem, pełna sekretów oraz władzy i pożądania. Książka, od której trudno się oderwać, a język autorki sprawia, że lekturę można spokojnie przeczytać w jeden dzień. Pomimo że nie znajdziemy tutaj, nie wiadomo jakich odkrywczych informacji i nie zmieni to waszego światopoglądu na życie, to jest to dobra książka na odstresowanie się, zapomnienie o problemach i nie trzeba zbytnio się wysilać, aby zrozumieć, dlaczego tak się dzieje. 


Wytłumaczenie tytułu powieści zostało tak ciekawie i naprawdę zaskakująco zaprezentowane, że nie wpadłabym na pomysł, że może on oznaczać coś takiego. Do tego znaczenie tytułu poznajemy na samym końcu w ostatnim rozdziale powieści, co moim zdaniem jest naprawdę świetnym pomysłem. Niestety z powodu niektórych brutalnych scen nie jest to książka dla każdego. 

No i nie jest to również pozycja, nad którą powinno się rozwodzić i niesamowicie jak odradzać. Oczywiście pojawia się tam wątek toksycznego związku, jednak moim zdaniem analizowanie jej jest niepotrzebne, ponieważ jak dla mnie i jak się okazuje nie tylko, jest to kolejna powieść, która należy do guilty read. Sądzę, że osoby, którym odpowiada taki typ literatury oraz chcące się odstresować, mogą spokojnie sięgnąć po tę pozycję.

Dlatego też nie będę się rozwodzić zbytnio nad nią, ponieważ co dziwne podobno jest brutalniejsza od „Papierowej księżniczki”, która podzieliła czytelników na tych, którzy lubią tę powieść oraz na tych, którzy z chęcią by ją spalili. Ciekawa jestem, dlaczego ona nie poszła na pierwszy odstrzał. Sama również to sprawdzę i wam napiszę, co uważam o wspomnianej pozycji.


Moja ocena to 6/10 i tak dla jasności moje oceny są równoznaczne, z tymi z lubimy czytać, co oznacza, że uważam ją za dobrą książkę, ponieważ bardzo zaciekawił mnie koniec oraz wielkim plusem u mnie zyskały te tajemnice i dziennik, oraz znaczenie Srebrnego łabędzia. Jestem naprawdę ciekawa, co się wydarzy w kolejnym tomie.



Na dzisiaj to tyle. Do kolejnego razu.

~~Selene~~

środa, 14 marca 2018

#16 Japoński chłopak, czyli "Niczyja" Anny Sznajder

#16 Japoński chłopak, czyli "Niczyja" Anny Sznajder

Witajcie kochani


Dzięki Wydawnictwu Novae Res miałam przyjemność przeczytać oraz zrecenzować dla was najnowszą powieść autorstwa Anny Sznajder pod tytułem "Niczyja". Na ogół nigdy nie czytałam zbyt wiele powieści napisanych przez naszych polskich pisarzy. Czasem zdarza się jednak, że coś nas ciągnie do danej książki. Czasem za sprawą pięknej oprawy graficznej, innym razem z powodu tajemniczego opisu, zamieszczonego na tyłu książki. W moim przypadku, oba aspekty były przyczyną mojego zainteresowania tą pozycją i nawet wiedza, że napisała to polska autorka, nie spowodowało u mnie, że się zawahałam. Chciałam poznać treść ukrywającą się w 369 stronach opowieści. Zaś to co otrzymałam, bardzo mnie zaskoczyło.

Znalezione obrazy dla zapytania niczyja anna crevan sznajder

To co się stało, to nie była niczyja wina. Stało się i tyle. Teraz, będąc na rozdrożu, nadal nie wiedziałam, co dalej. Niczyja wina, że nie umiałam wybrać! Niczyja, że nie wiedziałam, którego bardziej kocham, bo kochałam obu! I choć ponoć to niemożliwe, moje serce było złamane na dwie części, a każda z nich należała do innego. Jeden urzekł mnie swoją delikatnością, czułością i urokiem. Drugi był niczym torpeda. Niczym otchłań, wciągnął mnie granat jego spojrzenia i utonęłam. Namiętność czy delikatność? Dwie skrajności niczym przeciwne bieguny magnesu. Kochałam i byłam kochana. Byłam ich, a jednocześnie byłam NICZYJA!

Opis tajemniczy, który nic nam nie zdradza. Nie mamy pojęcia, co przyszykowała dla nas A. Sznajder, jednakże już pierwsze słowa zaczynają pochłaniać i powoli otulać oraz nie wypuszczać nas, aż nie przeczytamy ostatniego słowa. Zaś w środku otrzymujemy nie tylko dobrą powieść z wątkiem erotycznym, otoczony cudowną otoczką Japońskiej kultury, ale także bohaterów, których na początku nie za bardzo potrafiłam polubić, jednak z każdą przeczytaną stroną, potrafiłam zrozumieć dlaczego tak, a nie inaczej postąpili. Niestety nie mogę wam zbyt wiele zdradzić jeśli chodzi o fabułę (w sumie to się trochę martwię, że za dużo wam zdradzę, jeśli o nią chodzi), jednak myślę, że jeśli opowiem wam dosłownie co dzieje się w pierwszych trzydziestu stronach powieści, to chyba mnie nie zabijecie.


Już na samym wstępie poznajemy młodą pisarkę oraz mangakę Ann Crevan, która przylatuje do Tokio w ramach promocji wydawnictwa, który ma brać udział podczas wielkiego corocznego Conventu. Wydawnictwo to umożliwiło jej spełnić jedno z marzeń, gdyż wydaje jej twórczość, a teraz spełniło również jej drugie marzenie - czyli możliwość zobaczyć na własne oczy Japonię. Nasza główna bohaterka jest zakochana w Japonii i na początku nie umie uwierzyć, że wreszcie udało jej się spełnić również i to marzenie. Wszystko się zmienia, gdy z powodu wielkiego tłoku, jaki panuje na hali w jakiej odbywa się wielkie przedsięwzięcie, przez przypadek potyka się. Osoba, która pomaga jej się podnieść z ziemi, okazuje się idealną kopią postaci jej ulubionej mangi oraz tworzonych przez nią fanficów, czyli samego Kenjiego Ryusaki — występującego w mandze oraz anime zatytułowanej "Kuroko no Basket". Od tamtej chwili bardzo często się spotykają, na początku przez przypadek, lecz potem łączy ich silna więź.


Jednakże jak można się spodziewać, to, co później serwuje nam pisarka, nie tylko zaskakuje czytelnika, ale i łamie mu serce na drobne kawałeczki. Do tego informacja, żemusimy czekać na drugi tom, aby poznać zakończenie tej historii, może doprowadzić, do nie małego szaleństwa. (Mam tylko nadzieję, że drugi tom pojawi się szybciej niż myślę, bo moja ciekawość, już zaczyna mi wiercić dziurę w brzuchu).

Opowieść posiada w sobie ciekawą tematykę conventów, którą nie spotkałam jeszcze w żadnej książce, co rzecz jasna kupiło mnie już na samym początku. Do tego opisy zabytków, które Ann zwiedziła podczas swojej wycieczki w Japonii, były niesamowite i cudowne. Ponadto postacie wykreowane przez autorkę nie są płascy i sztuczni, a zdają się prawdziwymi osobami, którym zaczynamy szczerze kibicować.

Pomysł, żeby postacie jednego ze słynnego anime i mangi ożyły na naszych oczach, było naprawdę ekscytujące, oryginalne i niesamowite, a wytłumaczenie tego wszystkiego bardzo przemyślane. Widać, że A. Sznajder musiała poświęcić dużo czasu na tworzeniu fabuły, co wyszło jej doskonale. 

Jeśli zaś chodzi o schematy każdego romansu, to rzecz jasna i tutaj się pojawiają, jednak sama treść oraz emocje, jakie funduje nam pisarka, sprawiają, że nie będą one nam tak bardzo przeszkadzać.
Opowieść zahipnotyzowała mnie na tyle, że nie mogłam jej zbyt wiele razy odkładać na później, a gdy dobrnęłam do końca, to niestety rozłożyła mnie na łopatki. Nie spodziewałam się, że A. Sznajder nasza polska pisarka, mogła coś tak świetnego ukazać w tym typie książek. Jak widać powiedzenie „nie oceniaj książki po okładce” pasuje tutaj jak ulał, jeśli mamy na myśli kategorię tej powieści.
Z ręką na sercu polecam wam tę powieść osobom, które lubią romanse, gdzie akcja na dodatek dzieje się Japonii. Do tego opisy przyrody, jaką możemy spotkać tam w kwietniu i lipcu. No coś wspaniałego.

Historia idealna na zimowe wieczory, bo mamy pewność, że niektóre wątki, jakie możemy przeczytać w powieści, rozpalą nasze zmysły, a niepewność, jaka czeka głównych bohaterów doprowadzić do szaleństwa.

Z ręką na sercu moja ocena tej powieści: 8/10.


Mam nadzieję, że doczekam się drugiego tomu i zakończy się tak, jak mam nadzieję, że się zakończy.
Zapraszam do przeczytania moich wcześniejszych postów, a ja niestety się już żegnam. Niedługo pojawi się kolejny post z recenzją, jednak teraz muszę znikać.



Pa.



~~Selene~~





niedziela, 4 marca 2018

#15 Witamy w Prythianie, czyli "Dwór Cierni i Róż" Sarah j Maas

#15 Witamy w Prythianie, czyli "Dwór Cierni i Róż" Sarah j Maas
Hejka moje kochane gwiazdeczki ;*

Znalezione obrazy dla zapytania dwór cierni i róż

Dzisiaj przyszykowałam dla was recenzję książki, o której przez długi czas było bardzo głośno, jednak niestety należę do osób, które raczej ten szum, albo przeczekują lub czytają przed tym całym szumem. Jedną z tych pozycji jest właśnie „Dwór cierni i róż” Sarah J. Maas, czyli pierwszy tom trylogii o Dworach, która będzie miała jeszcze podobno z kilka dodatków, o pokaźnej ilości stron.

Historia rozpoczyna się od zapoznania czytelnika z sytuacją panującą w domu Feyre — dziewiętnastoletniej dziewczyny, która jest również narratorką całej opowieści, to z jej punku widzenia poznajemy cały świat, który wykreowała autorka, kłopoty rodzinne oraz poznajemy tajemnice magicznej krainy zwanej Prythianem, w którym żyją nieśmiertelne, tajemnicze i bardzo niebezpieczne i silne istoty. Już w pierwszym rozdziale dowiadujemy się, iż młoda dziewczyna jest zmuszona polować, aby zapewnić byt swojemu ojcu oraz dwójce starszym siostrom. Podczas polowania natyka się na istotę — wielkiego wilka, która nie miała prawa z powodu porozumienia przekraczać granicy muru, który oddziela świat nieśmiertelnych od świata śmiertelników. Zabija go, jednak jej czyn jak można podejrzewać, miał swoje konsekwencje. Zostaje odebrana rodzinie i zabrana do dworu jednego z Faerie Wysokiego Rodu, gdzie poznaje tajemnice krainy, o których śmiertelnicy nie mieli pojęcia oraz ma spędzić resztę swojego życia, z dala od rodziny.



Opowieść bardzo mi się spodobała, jednak do momentu, kiedy to dotarłam do połowy książki, bo potem co nam zaserwowała autorka, zdawało się jak dla mnie upchane na siłę i jakby chciała, aby Feyre miała się jeszcze gorzej, co sprawiło, że była zła na autorkę i było mi żal bohaterki, że tyle musiała wycierpieć. Bo jeśli mam być szczera, to wciśnięcie w 200 stron trzech miesięcy, które były najbardziej emocjonujące i bardzo męczące dla czytelnika. Książka miała ponad 500 stron, a opisany początek z bajkowymi opisami i naprawdę świetnym wyjaśnieniem funkcjonującego świata oraz obyczajów, naprawdę mnie mocno wkręcił w ten świat, jednak kolejne rozdziały zdawały być dla mnie trochę męczące z powodu natłoku okrucieństwa i brutalności. Nie chodzi jednak o to, że były one złe, możliwe, że gdybym czytała je z odstępami czasu, czyli codziennie po dwa góra trzy rozdziały lub robiła sobie małe odstępy czasowe, zapewne nie odczułabym natłoku, ale że chciałam poznać zakończenie historii odrobinę szybciej, to jednak czytałam tych rozdziałów o wiele więcej.



Pomimo że było to moje pierwsze spotkanie z Maas, mam nadzieję, że nie spotkam się z taką sytuacją w kolejnych tomach, ponieważ najwidoczniej kolejne tomy zostały tak napisane, aby zatrzymać czytelnika na dłużej, i może również, aby wyrównać te odstępy czasowe, które w pierwszej części były widoczne, pod względem ilości stron. Ponieważ te ledwie 300 stron powieści pomieściło w sobie rok akcji, a 200 za to tylko trzy miesiące, co no nie do końca mi się spodobało. Rozumiem, że autorka mogła wpaść na taki, a nie inny pomysł, jednak może poczułabym inny klimat w powieści, gdyby zostały one rozdzielone częściami. Wiecie, tak jak to jest w drugim tomie i chyba trzecim. Taki zabieg w niektórych powieściach jest naprawdę przydatny i troszeczkę podejrzewam, że o nim najzwyczajniej w świecie zapomniała lub po prostu na niego wpadła podczas tworzenia kolejnej części.



Jednak wracając do treści, to historia naprawdę mi się spodobało, ten cały podział na dwory oraz ich zwyczaje i święta są ogromnym plusem, a bohaterowie zostali wspaniale przedstawieni, ich charaktery i uczucia sprawiały, że wydawali się prawdziwymi żyjącymi postaciami nie tylko na kartach książki.



Myślę, że któregoś dnia wrócę do tej historii, jednak będę ją czytać powoli, aby dawała mi stuprocentową przyjemność z obcowaniem z nią oraz ponownym zanurzeniu się w tę świetną historię.



Dzisiaj moja ocena przedstawia się tak: 7/10.


Kolejna recenzja już niebawem, a teraz mogę zaprosić was na poprzednie posty oraz do zostania ze mną na dłużej w postaci zaobserwowania mojego bloga, jeśli oczywiście macie na to ochotę.




Do zobaczenia gwiazdeczki.


~~Selene~~

piątek, 2 marca 2018

#14 Wszyscy się zmieniamy, czyli "Serce Meduzy" Ali Benjamin (Przedpremierowo)

#14 Wszyscy się zmieniamy, czyli "Serce Meduzy" Ali Benjamin (Przedpremierowo)
Witajcie kochanie gwiazdeczki

Dzisiaj trochę porozmawiamy o dosyć specyficznej, jak na swoją tematykę oraz język książce dla trochę młodszych odbiorców. Myślę jednak, że starszemu gronowi czytelniczemu również może się spodobać. Na swój sposób jest naprawdę intrygująca i pobudza czytelnika do własnych refleksji oraz przemyśleń.

Znalezione obrazy dla zapytania serce meduzy


Główna bohaterka Zuzanna Swanson, jak na uczennicę gimnazjum, jest bardzo specyficznym dzieckiem. Nie interesują ją zbytnio takie sprawy jak marki butów, kosmetyki, czy inne tego typu zwyczajne tematy, jakimi interesują się jej rówieśniczki. Interesuje ją nauka, informacje, które dla innych mogą zdawać się obrzydliwe lub mało ciekawe, zdaje się jednak bardziej dojrzała niż dziecko w tym wieku, jakim jest uczeń w wieku dwunastu lat.


Z tego też również powodu jest nazywana dziwadłem. A po śmierci swojej najlepszej przyjaciółki, przestaje się odzywać do kogokolwiek.


Zuza doświadczyła już nie jednej tragedii w swoim krótkim życiu: najpierw rozwód rodziców, a kilka dni przed rozpoczęciem kolejnego roku szkolnego, również śmierci przyjaciółki, od której rozpoczyna się cała opowieść.


Podczas wycieczki klasowej Zuza zaczyna się interesować meduzami, stworzeniami, które z łatwością mogą pozbawić życia. Tego dnia w jej głowie rodzi się pytanie, czy jej przyjaciółka na pewno utonęła, czy może spotkało ją coś innego?


Od tamtej pory próbuje znaleźć odpowiedź na te pytania, pragnie udowodnić innym, że los Franny był całkiem inny, niż wszyscy opowiadają.


Historię na dodatek poznajemy z dwóch różnych ram czasowych, zanim przyjaciółka Zuzanny zmarła oraz w czasie obecnym. Posiada w sobie przesłania uniwersalne takie jak miłość i nadzieja, ale również można powiedzieć, że ma przyzwyczaić młodego czytelnika z tematyką życia i śmierci. Dodatkowo została w niej dodana pasja do wszechświata oraz do przyrody, która nas otacza. Czułam się, jakbym wróciła na lekcję biologi w innym i ciekawszym wydaniu, a konstrukcja opowieści, która posiada sześć części zatytułowanych jako etapy badania, było dla mnie ciekawym zjawiskiem, gdyż nigdy nie spotkałam się jeszcze z czymś takim.


Powieść A. Benjamin jest bardzo dopracowana i przede wszystkim prawdziwa, postacie zdają się czasem stać obok nas, a czasem czujemy się jak obserwatorzy, którzy obserwują zdarzenia z przeszłości.


Książka pomimo posiadanego specyficznego języka, należy do pozycji, którą warto przeczytać. Nie spodziewałam się, że w tej opowieści znajdę tak ciekawą fabułę, która zastanawiała mnie, jak losy Zuzy dalej się potoczą i co autorka przyszykowała dla nas na koniec. Pierwszy raz w życiu nie miałam bladego pojęcia, co może czekać mnie na końcu, co jest wielkim plusem dla całej historii. Ponadto myślę, że taką opowieść młodszy czytelnik naprawdę powinien poznać, jednak nie jako lekturę szkolną, która jak wiadomo, większość nie przeczyta, a jako historię, którą przeczyta dla samego siebie.


Tak na prawdę nie rozumiem, dlaczego tak mało się o niej mówi, w sumie to wcale się o niej nie mówi. Zaledwie na dobrą sprawę jest 4-5 recenzji? Wiem, że dopiero będzie mieć ona swoją premierę, jednak tak naprawdę nigdzie nie widziałam, aby ktoś o niej gdzieś opowiadał lub mówił, iż taka książka istnieje na rynku wydawniczym, oprócz księgarni Czytam.pl. 


Mam nadzieję, że to się zmieni.

Moja ocena: 8,5/10.


Do kolejnej recenzji moje kochane gwiazdeczki ;* 

~~Selene~~

(Za egzemplarz bardzo dziękuję wydawnictwu zysk i s-ka)
(Książka ma swoją premierę 05.03.18r.)

Copyright © 2016 Czytelniczka z Księżyca , Blogger