Przepraszam was za niespodziewaną zmianę nazwy bloga, jednak od miesiąca zastanawiałam się, czy nie lepiej by było zmienić nazwę na jakąś inną. Dzisiaj wpadł mi pomysł, aby zmienić na Czytam w Świetle Księżyca i uważam, że o wiele lepiej brzmi, niż Czytelniczka z Księżyca. Jakoś bardziej pasuje mi ta nazwa, w sumie ma w sobie coś uroczego i magicznego.
Ale dzisiaj nie mam wywodzić się na temat nowej nazwy, a książki, która nie powiem doprowadziła mnie wiele razy do łez.
Cztery różne osoby. Jedna historia o ojczyźnie i miłości ponad podziałami.
Sara zostaje wypędzona z Rosji z powodu żydowskiego pochodzenia. Próbuje ułożyć sobie nowe życie w Palestynie. Pracując jako pielęgniarka, poznaje lekarza, Yousefa. Na drodze ich miłości stają różnice w pochodzeniu i narastający konflikt palestyńsko-izraelski.
Ameer mieszka w obozie dla uchodźców w Libanie. Udaje mu się wyjechać do USA, gdzie rozpoczyna nowe życie jako naukowiec. Wciąż jednak ścigają go echa przeszłości.
Rebeka, osiemnastoletnia Żydówka, sprzeciwia się złemu traktowaniu arabskich społeczności przez jej rodaków. Zrywa ze swoim despotycznym narzeczonym. Nie spodziewa się jednak, jak straszne mogą być tego konsekwencje.
Cóż nie powiem, na początku obawiałam się treści zamieszczonej w powieści, ponieważ nie znałam autorki oraz powieści „Drzewo Migdałowe”. Jednakże obawy były zbędne i zbyteczne. Treść powieści zachwyciła mnie od pierwszych stron.
Podczas lektury odczuwałam z bohaterami lęk, smutek, radość i ulgę. Pomimo że historie mogą zdawać się tak różne, opowiadają o prawdziwym życiu osób, którym dane było niestety żyć w tamtym mieście i w tamtym roku. Możemy poznać, iż pomimo zaznanego cierpienia to czasem chwila szczęścia, jaka pojawia się potem, nie zawsze trwa na tyle długo, ile byśmy chcieli, że nawet rodzina stanie pomiędzy naszym szczęściem i wręcz brutalnie je zniszczy.
Ukazanie traktowania osoby o żydowskim pochodzeniu w czasie drugiej wojny światowej, podczas gdy u władzy zasiadł w Rosji Stalin, był naprawdę świetnym posunięciem i pomysłem. Pokazanie, jak wielu ludzi straciło fortuny i domy, z powodu swojego pochodzenia i zostali zmuszeni, aby wyemigrować z kraju, zostawiając czasem nawet bliskich, bez odpowiedniej ceremonii pochówkowej.
To może zdawać się straszne i okrutne, ale tak właśnie wyglądała wojna i nic nie zmieni biegu jej wydarzeń z przeszłości.
Do tego w pewnym czasie ich losy łączą się, lecz nie każda z tych historii znajduje na końcu szczęśliwe zakończenie lub jak to się od niedawna mówi szczęśliwy początek wspólnego życia, lub znajomości.
„Oblubienica Morza” jak najbardziej zasługuje na swoją uwagę. Jest niezwykle mądrze napisana, ale nie zawiera zbędnych informacji czy opisów. Każda z tych osób musiała na nowo odnaleźć siebie i zaufać ludziom, z którymi pracowali lub mieszkali. Przeżywali miłość, stratę, ale i mieli nadzieję, na lepsze jutro. Na to, że w końcu to wszystko się skończy, że nareszcie zaznają spokój.
Jeśli „Oblubienica Morza” została tak genialnie napisana, to jestem niezmiernie ciekawa, co mnie czeka w „Drzewie Migdałowym”.
Jednak uwaga, przygotujcie sobie paczkę chusteczek, tak na wszelki wypadek. Niektóre momenty są naprawdę mocne i rozczulają czytelnika.
Na dzisiaj to wszystko. Trzymajcie się ciepło kochani i nie dajcie się tej strasznej pogodzie.
~~Selene~~
Nie słyszałam o tej pozycji .Ja chyba przygotuję dwie paczki tych chusteczek.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
czytanestrony.blogspot.com
Widzę, że nie tylko mi się podobało ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Posy
Okładka tej pozycji pewnie nie przyciągnęłaby mnie do siebie, jednak opis zmieniłby moje nastawienie. Cieszę się, że przypadła Ci do gustu, a już na pewno, że tak bardzo wczuwałaś się w jej bohaterów. Tak właśnie powinny działać na nas książki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Kasia z CZARNO NA KREATYWNYM
z przyjemnością przeczytam tę książkę! Zapisuję na liście! Jednak na ten moment chcę przeczytać parę kryminałów :)
OdpowiedzUsuńMam ją w legimi i zastanawiałem się czy warto przeczytać. Dzięki za opinię!
OdpowiedzUsuń